niedziela, 26 lutego 2012

12. 153 - za każdą godzinę, jaką przeze mnie cierpiałaś.

Harry miał rację, trudno było to ukryć. Miałem nadzieję, że jednak nikt inny tego nie zauważył. 
- Wiesz, uważam... że powinieneś nim porozmawiać, jak wyjdzie z odwyku. 
Powiedział cicho, a ja przytaknąłem. 
- Jak wszystko już będzie okej. Wtedy... wtedy im powiem. Proszę tylko... tylko nikomu o tym nie mów. Boję się, że mnie odtrącą...
Szepnąłem bliski załamaniu. 
- No coś ty, nikomu nie powiem, ale jestem pewny , że cię nie odtrącą. Chodź, wracajmy, bo zaczną się martwić.
Pokiwałem głową i wbijając dłonie w kieszenie ruszyliśmy do szarego, ponurego budynku, który nazywał się szpital. Po chwili siedzieliśmy już na sali. Czułem na sobie wzrok Carol i Malika, przez co mój utkwiłem w blondynie. Tak słodko spał ... Na prawdę, bardzo go kochałem, jednak... Świadomość, że nie będę mógł z nim być była dobijająca. Widziałem jego spokojną twarz, a do oczu od razu napłynęły mi łzy. 
- Erm... Idę po kawę, chce ktość?
Zapytałem, podnosząc się z miejsca. Nie dałem rady dłużej tutaj siedzieć, w końcu ktoś zauważyłby , że mam łzy w oczach. 
-Mógłbyś wziąć mi herbatę?
Spytała Caroline, a ja tylko skinąłem na potwierdzenie głową, po czym szybko opuściłem pokój, spuszczając przy tym głowę . Okrężną drogą doszedłem do automatów i wziąłem sobie najmocniejszą kawę jaka była, a dziewczynie herbatę cytrynową, po czym tą samą , okrężną drogą wróciłem do pokoju . Przed drzwiami niezgrabnie otarłem z policzków łzy, które w pewnym momencie pociekły mi po twarzy. Nie patrząc nikomu w oczy podałem brunetce styropianowy kubek i usiadłem na parapecie w rogu sali . Głowę odwróciłem do okna i w zamyśleniu przyglądałem wszystkiemu co się tam działo . W końcu usłyszałem nieco mocniejszy głos Horana. Od razu starłem słone kropelki i spojrzałem na niego. Usiadłem na krześle przy jego łóżku.
- Jak się czujesz?
Spytałem cicho, zerkając w jego błękitne jak ocean, hipnotyzujące oczy. 
- Jak narkoman na głodzie, to znaczy jakby przebiegło po mnie stado podkutych, dzikich koni, następnie przejechał walec a na sam koniec wylądowało na mnie UFO pełne grubych dzieci z Ameryki.
Wyszeptał z delikatnym uśmiechem, zerkając na mnie dziwnym wzrokiem. Uśmiechnąłem sie szeroko, wreszcie wracał mu humor. Widziałem jednak, że mu ciężko. Strasznie mnie to bolało, bo chciałem mu pomóc, a nie miałem jak ... Widziałem w jego ocach dziwne iskierki, jednak za żadne skarby nie mogłem ich rozgryść.


***


Po tygodniu Horna ze szpitala trafił na odwyk. Wszyscy nieco przybici, ale i w swoim rodzaju szczęśliwi siedzieliśmy w domu. Przyjechała także mama Harrego z siostrą. Bez nich, Carol i Natalie chyba byśmy z głodu poumierali. A jeśli nie z głodu to utonęli w syfie. Co wieczór próbowaliśmy zapomnieć o tym, co się ostatnio działo i urządzaliśmy ostre popijawy. Kiedy zobaczyły nasze mieszkanie omal nie zeszły na zawał. Podłoga zawalona była opakowaniami po chipsach, żelkach, chrupkach, orzeszkach i Bóg wie jakimi jeszcze, puszkach po piwie, coli, sprite'ach, oraz pełno butelek po mocniejszych alkoholach typu wódka. Na fotelu spał skacowany Harry, Lou leżał pod stolikiem wtulony w pęczek marchewek , którym jeszcze w nocy się oświadczał . A ja ? Ja nie mogłem pić, przez co całą noc topiłem smutki w coli i żelkach. Szczerze? Nic nie pomogło. 


*
[ Narracja Natalie ]


Wraz z Caroline pojechałyśmy na dwa dni do mamy Harrego, aby prosić ją o pomoc. Wiedziałam, że chłopcy sami sobie nie poradzą, jednak kiedy tylko otworzyłyśmy drzwi domu omal nie zemdlałyśmy. Przez jedną noc cały budynek wyglądał, jakby przeszło po nim tornado, zaraz potem huragan a na samym końcu banda przedszkolaków. W całym domu unosił się ohydny odór alkoholu i stęchlizny. Zerknęłam na kuzynkę. Wyglądała, jakby zaraz miała zwymiotować, a zaraz potem urządzić czwórce mężczyzn... a raczej dzieciaków jesień średniowiecza. W sumie dużo się nie pomyliłam. Wparowałyśmy do domu, potykając się o bokserki Louisa. Tak, gacie w uśmiechnięte marchewki po prostu MUSIAŁY należeć do niego. Pierwsze, co zrobiłyśmy, to odsłoniłyśmy i otworzyłyśmy okna, co spotkało się z jawnym prostestem trzech alkoholików i jednego pożeracza... czegoś tam . Następnie by umilić sobie czas sprzątania włączyłyśmy głośną muzykę. Oczywiście wygoniło to do ogrodu 'poszkodowanych'. Zapełniłyśmy pięć ogromnych worków śmieciami,  odkurzyłyśmy i porządnie wywietrzyłyśmy cały dom. Następnym krokiem były zakupy. Wywaliłyśmy z lodówki przeterminowane rzeczy a zapełniłyśmy ją świeżymi . Zlitowałyśmy się wreszcie nad chłopakami i dałyśmy im tabletki na ból głowy oraz ugotowałyśmy na obiad spaghetti . Widząc, że Zayn chce mnie przytulić, odepchnęłam go lekko. Widać było, że jest zaskoczony. 
- Najpierw won pod prysznic! Śmierdzisz jak menel!
Skrzywiłam się , a niepocieszony i obrażony chłopak poszedł do łazienki. Kiedy wszyscy już byli ogarnięci, zjedliśmy posiłek i usiedliśmy przed TV. Nikt jednak się nie odzywał, zupełnie jakby wycięto im języki. Podejrzewam, że w ogólnym zamyśleniu niktn awet nie zarejestrował, że telewizor jest wyłączony. Po chwili Liam poszedł do swojego pokoju. Zaniepokojna ruszyłam za nim i stanęłam pod zamkniętymi drzwiami. Uniosłam dłoń, by zapukać, jednak usłyszałam jak z kimś rozmawia. Wiem, nie ładnie jest podsłuchiwać, ale musiałam. 
- Jak on się czuje? Taaa, to dobrze. Czy mógłbym z nim porozmawiać? Tak, to ważne. Dziękuję... Hej mały! Jak się czujesz? No czyli coraz lepiej. Mówili już kiedy wyjdziesz? To świetnie! W domu... Źle. Nikt nie ogarnia. Gdyby nie dziewczyny to byśmy utonęli w syfie. Tęsknimy. No tak, dobrze. Kochamy Cię. Bądź grzeczny...
Po chwili zaległa cisza, którą przerwał nagły, cichy szloch. Zapukałam delikatnie, jednak chłopak nie chciał nikogo widzieć. Zrezygnowana wróciłam do salonu i usiadłam w fotelu.
- Hej kochanie, co jest?
Zapytał zmartwiony Zayn, kucając przede mną i łapiąc mnie za dłonie. Potarł je troskliwie kciukiem i psojrzał kawowymi oczami w moje. Widziałam, że się martwi. Bez słowa przytuliłam go mocno.
- Liam nikogo nie chce wpuścić. Chyba płacze.
Powiedziałam cicho. Na te słowa Harold poderwał się z kanapy i poszedł do chłopaka. Czekaliśmy na niego dobre półtorej godziny. W tym czasie zdenerwowana Caroline chodziła od łazienki do sypialni i spowrotem. W końcu weszłam do jej pokoju.
- Mała , co się dzieje?
Uniosłam brwi ku górze, rozsiadajac sie przy tym wygodnie na łóżku i nie spuszczajac wzroku z zmartwionej czymś kuzynki. Trochę mnie to zaniepokoiło. 
- Sama nie wiem. Niall na odwyku, Liam chodzi jakby ktoś go wykastrował, a Harry... Strasznie się od siebie oddaliliśmy. Czasem nawet nie powie mi zwykłego "cześć", że już o "kocham Cię" nie wspomnę. Chyba wrócę do domu. Powinniśmy... trochę odpocząć od siebie.
Otarła łzy, które spływały jej po policzkach. Strasznie było mi jej szkoda, była na zabój zakochana w Harrym , a on ją po prostu olewał. No okej , trudna sytuacja , ale mnie jakoś Zayn nie odepchnął ,a był bliżej z Niallem...


*
[ Narracja Caroline ]


Zwierzyłam się ze wszystkiego Natalie. Komuś musiałam się wygadać, a ona była najbardziej godną zaufania osobą w tym domu. Przynajmniej w chwili obecnej. Spakowałam swoje rzeczy do torby i znów ocierając policzki zapięłam ją. Było tego trochę, więc zajęłam dwie średniej wielkości walizki. Zniosłam je do przedpokoju i zadzwoniłam po taksówkę. 
- Caroline? Co ty robisz i dlaczego płaczesz?
Zapytał Lou podchodząc do mnie. Mocno go przytuliłam. Był dla mnie jak brat, jednak nie byłam w stanie drugi raz mu nic tłumaczyć. Wyszlochałam tylko cicho:
- Ja... Ja muszę wrócić na trochę do domu. 
W tym momencie podjechała taksówka. Pożegnałam się z wszystkimi i zaniosłam bagaże do bagażnika.
- Do... do zobaczenia.
Szepnęłam, machając wszystkim. Spojrzałam na zaskoczone i smutne twarze Natalie, Zayna, Louisa, Anne i Gemmy. Po chwili wsiadłam do żółtego auta i podałam kierowcy adres. Droga zajęła nam niecałe 10 minut, na szczęście nie było korków. Weszłam do pustego domu i zaniosłam do pokoju torby. Nic w nim się nie zmieniło, oprócz ilości kurzu, która narosła pod moją nieobecność. Wzięłam głęboki wdech i otworzyłam okno, by wpuścić tam trochę świeżego powietrza.  Następnie by zająć czymś myśli wysprzątałam porządnie cały pokój, wzięłam prysznic i ubrałam się w szarą bluzkę z napisem "I'm sexy and I know it", czarne , luźne spodnie od dresu i papcie w kształcie świnki Peggy . Włosy spięłam w niedbałego kucyka i zrobiłam kakao. Wusiadłam na kanapie z laptopem, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. 
- NIE MA MNIE!
Krzyknęłam, jednak natręt był nieugięty. Po 4 dzwonkku postanowiłam jednak otworzyć. Z zapuchniętymi od łez oczami nacisnęłam klamkę. Twarz przybysza zasłaniał mi kosz białych i czerwonych róż. Uniosłam zdziwiona brwi, a kwiaty powoli zjechały w dół, ukazując przy tym Harrego. 
- Czego chcesz?
Zapytałam zduszonym głosem.
- Przeprosić...
Widziałam w jego oczach, że mu przykro. Mokre od deszczu loczki oklapły mu na czole. Dopiero wtedy zauważyłam, że na dworze strasznie pada. Bez słowa wpuściłam go do środka. Kiedy zamknęłam drzwi wręczył mi kosz.
- 153 - za każdą godzinę, jaką przeze mnie cierpiałaś. Na prawdę przepraszam, nie chciałem, aby tak się stało... Proszę.
Klęknął przede mną .
- Błagam, wybacz mi. 
Szepnął. Oczy zaszły mi łzami. Na prawdę się postarał. Złapałam go za dłoń i pociągnęłam ku górze . Bez słowa złożyłam na jego ustach pocałunek.
- Wybaczę.
Wyszeptałam w końcu. Kiedy chciał mnie przytulić odsunęłam się.
- Jesteś cały mokry. Chodź.
Mruknęłam, kierując się w strone pokoju. Dałam mu ręcznik oraz ciuchy, które kiedyś u mnie zostawił. Zostawiłam go w łazience. Wrócił po dziesięciu minutach wycierając włosy w ręcznik. Postawiłam na stoliku w salonie gorącą herbatę z cytryną, nie chciałam przecież, żeby się zaziębił .
- Wrócisz do domu?
Zapytał po chwili, patrząc na mnie z nadzieją. Pokręciłam przecząco głową. 
- Dlaczego?
Wyraźnie posmutniał.
- Muszę odpocząć. To dla mnie dużo... za dużo. 
Wyjaśniłam cicho. Widziałam, że obwinia się za to, co się stało. 
- Harry.... Przecież się nie rozstajemy. Ja tylko... potrzebuję trochę czasu.
Złapałam jego dłonie w swoje i zerknęłam w zielone, hipnotyzujące oczy. 
- Wiem , ale... Nie wiem , czy zasnę bez Ciebie.
Powiedział cicho. W odpowiedzi pocałowałam go lekko i uśmiechnęłam, gładząc jedną dłonią po policzku. 
- Dasz radę.
Szepnęłam i usiadłam obok niego na kanapie. Wtulona w jego klatkę piersiową zamknęłam oczka. Po chwili do domu weszła moja mama z jakimś mężczyzną. Ona tak jak i ja była zdziwiona na nasz widok. 
- Ooo... Caroline.
- Cześć , mamo.
Powiedziałam nieco... zła? Chyba tak. W końcu miałam chyba prawo wiedzieć, że moja matka spotyka się z jakimś innym facetem, już nie wspominając o tym, że nie rozwiodła się z moim tatą, który bądź co bądź siedzi w Polsce za kratkami.  Wstałam z kanapy, a Harry na wszelki wypadek złapał mnie za rękę. Podeszliśmy bliżej pary. 
- Taaaak... Więc... Emm... To jest Maximilian, mój partner. Max to moja córka Caroline i jej chłopak Harry.
Przedstawiła nas sobie. 
- Miło mi Cię poznać. Wiele o tobie słyszałem.
Powiedział , wyciągając do mnie rękę i uśmiechając się miło . Nie zareagowałam jednak , tylko zmierzyłam go wzrokiem. Harry jednak ratując sytuację przywitał się z nim kulturalnie i uścisnął mu dłoń .
- Yhyy... Cześć.
Mruknęłam i pociągnęłam lekko Hazzę w stronę pokoju.
- To my wam nie będziemy przeszkadzać.
Powiedziałam, wchodząc do mojego małego królestwa.
- Mała, nie denerwuj się...
Przytulił mnie Styles.
- Jak mam się nie denerwować?
Spytałam, podnosząc głowę i patrząc mu w oczy.
- Nie myśl już o tym.
Szepnął i pocałował mnie namiętnie. Po chwili leżeliśmy już na łóżku całując się coraz zachłanniej. W końcu Harry wstał i zamknął drzwi na klucz. Wrócił z łobuzerskim uśmiechem na ustach i skończył to co zaczął, po czym... 
Macie bujną wyobraźnie więc dopiszcie sobie sami ^^


***

Więc... Dziękuję za wczorajsze 185 wejść. Jesteście cudowni, jednak zero komentarzy na taką ilość... Więc warunek. 13 pojawi się, jeżeli pod tą notką znajdzie się co najmniej 5 komentarzy. Wierzę w Was!